Słowo wstępne...

Nie chciałabym, aby zabrzmiało to jak kazanie z ambony, ale uważam, że pierwszemu postowi szacunek się należy ;)
W pierwszym poście zwykle piszę się: "Dzień dobry", robi wielki ukłon w stronę czytelnika i w kilku słowach tłumaczy skąd wziął się pomysł na bloga. Mam nadzieję, że mi wybaczycie i zatrzymam się na:

DZIEŃ DOBRY


Postanowiłam, że nie będę się przedstawiać bo i kogo to interesuje? Przychodzicie na mojego bloga po konkretne informacje, więc i tak nikt nie będzie czytał mojego życiorysu. No dobra, pomyśli pewnie co któraśtam osoba, a skąd mam wiedzieć, czy informacje zawarte w blogu są prawdziwe, czy blog nie jest pisany dla ściemy...? Jeśli myślisz, że spędzam długie godziny przed komputerem, by pisać bzdury, jeśli wydaje ci się, że tworzenie tego bloga to błahostka, a ja nie mam nic lepszego do roboty jak siedzieć i wypisywać nieprawdziwe informacje, to faktycznie... Ten blog nie jest dla ciebie. Jeśli nie masz do mnie zaufania, to faktycznie, naciśnij czerwony krzyżyk w prawym górnym rogu i nigdy tu nie wracaj.

I jeszcze kilka konkretów...
Ziołolecznictwem zaraziła mnie mama. W naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie przekazywane były sekretne przepisy z ziół. Moje babki i prababki robiły okłady z aloesu na skórne problemy, inhalacje z tymianku na katar i chore zatoki, piołunem leczyły niestrawności, a dla zdrowotności dodawały miętę do każdej sałatki. Czarownicą nie jestem, ale pozwól, że zdradzę ci kilka sekretów roślin leczniczych, które uzdrowią twoje ciało i duszę. Zapraszam do krainy ziół, które jak się nie raz już przekonałam są doskonałą alternatywą dla środków farmaceutycznych.

Komentarze